„Gazeta Wyborcza” i jej czarne księgi
Po serii ataków na Kościół katolicki „Gazeta Wyborcza” wymyśliła coś nowego, czyli „czarną księgę trzech lat rządów PiS”. Można ją zakupić z dużym plakatem „Konstytucja”.
Oczywiście prawo krytyki przysługuje każdemu (PiS krytykować zdarzało mi się osobiście). Jednak forma nowej serii akurat w przypadku tej gazety jest arcyciekawa i frapująca. Można być bowiem największym krytykiem obecnych władz TVP, jednak to przecież „Wyborcza” przez pierwsze lata III RP miała monopol na bycie jedyną „światłą gazetą dla wykształconej elity”.
Mogą nam się nie podobać teksty prorządowe, ale przecież to w „Wyborczej” mieliśmy obronę generałów Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego za stan wojenny. To z „Wyborczej” i powiązanych z nią mediów odejść musiało kilku dziennikarzy, którzy „nie pasowali” do „linii pisma”.
I nie chodzi tu tylko o sprawy sprzed kilkunastu lat, ale także sprzed kilkunastu tygodni. O likwidację działu Opinie na portalu Gazeta.pl, pożegnanie się z ludźmi, którzy tam pisali.
Obrona demokracji to nie tylko krytyka rządzących, ale też umiejętność budowy konstruktywnych projektów. A już całkowitą podstawą jest – przy zachowaniu linii redakcyjnej, każde pismo ma swoją – zachowanie pluralizmu, dopuszczenie do dyskusji drugiej, trzeciej, dziesiątej strony sporu. Życie to także odcienie szarości. W redakcji przy Czerskiej o tym zapomnieli.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.